Po tę stricte psychologiczną pozycję sięgnęłam pod wpływem lektury Policjantów i złodziei. Choć reportaż nie omawia ciężkich zbrodni, jak morderstwa, tortury, ludobójstwo, to jednak wzbudza wiele niepokoju wokół pytania dlaczego człowiek czyni zło i – co gorsza – dlaczego zło nieraz jest atrakcyjniejsze od dobra. Zaczęłam się zastanawiać, czy określenie „dobry człowiek” to przypadkiem nie oksymoron...

Profesora Zimbardo nie trzeba przedstawiać nikomu, kto choć trochę orientuje się w teoriach psychologii – jest to jeden z naczelnych współczesnych psychologów społecznych. W Efekcie Lucyfera podejmuje on kwestię „dobrych ludzi czyniących zło”. Inspiracją do napisania tej książki były wydarzenia w Abu Ghraib – irackim więzieniu, w którym doszło do znęcania się nad więźniami. Podobnie zresztą jak w Guantanamo i wielu innych więzieniach. Zimbardo wraca do swojego słynnego eksperymentu, zwanego stanfordzkim eksperymentem więziennym, przeprowadzonego w 1971 roku. Eksperyment ten wykazał, że w określonych sytuacjach zwykli, normalni ludzie mogą zmienić się w bestie... Podstawową tezą, lansowaną przez Zimbardo jest niedocenianie w tłumaczeniu zachowania człowieka znaczenia czynników sytuacyjnych, a przecenianie czynników dyspozycyjnych (tzn. związanych z indywidualnymi cechami człowieka). Człowiek posiada wbudowane cechy i mechanizmy, które w różnych sytuacjach mogą skutkować określonymi zachowaniami, zupełnie niezależnie do tego, jakie posiadamy indywidualne cechy osobowości. Wszystko dlatego, iż człowiek jest przede wszystkim istotą społeczną i ogromny wpływ mają na niego tym takie czynniki jak potrzeba akceptacji, konformizm, podporządkowywanie się autorytetom, a także oddziałujący stres. Zimbardo zwraca uwagę na to, że w zachodnich społeczeństwach, mających charakter indywidualistyczny najczęściej popełniany jest ów podstawowy błąd atrybucji, kiedy to w pierwszym rzędzie czyjeś czyny wyjaśniamy jego osobowością i jakimiś patologicznymi cechami, a nie wpływem sytuacji. (Psycholog powinien tu jeszcze dodać, że dotyczy to cudzej odpowiedzialności – jeśli chodzi o naszą własną, jest wprost odwrotnie.) 

Wnioski z tego płynące są dosyć przerażające: każdy z nas jest zdolny do najcięższych zbrodni, a tego, jak postąpilibyśmy w określonych sytuacjach nie dowiemy się, dopóki rzeczywiście się w nich nie znajdziemy. Dobrzy ludzie – ci, o których mówimy zazwyczaj „był takim dobrym, spokojnym chłopcem” - mogą na czyjeś polecenie mordować, torturować, podkładać bomby... Zimbardo podaje nawet 10 „metod” na skłonienie zwykłych ludzi do zaangażowanie się w krzywdzenie innych; jedną z nich jest zaoferowanie ideologii. Zupełnie normalnymi ludźmi byli naziści – psychologowie doszli do wniosku, że gdyby obozy koncentracyjne wybudować w Stanach Zjednoczonych, nie byłoby problemu ze znalezieniem personelu do ich obsady! Tak, prawdopodobnie byłbyś/byłabyś zdolny/a do tego również TY. Najczęściej patrzymy na zbrodniarzy tak, jakby stali oni po drugiej stronie kurtyny: ONI są źli – MY jesteśmy dobrzy. Mamy tendencję do idealizowania siebie, myślenia, że jesteśmy lepsi od innych, że zło nas nie dotyczy. Tymczasem prawda jest inna. „Bohaterów” jest niewielu.
Wszelkie czyny, jakie kiedykolwiek popełniła jakaś istota ludzka, nawet te najstraszniejsze może popełnić każdy z nas – w dobrych lub złych okolicznościach społecznych. Wiedza o tym nie usprawiedliwia zła – raczej czyni je demokratycznym, rozdzielając odpowiedzialność za nie wśród zwykłych ludzi, a nie uznając, że jest ono domeną jedynie dewiantów i despotów – Ich, a nie Nas.
Zimbardo zwraca uwagę na to, że czynniki sytuacyjne oraz systemowe powinny być brane w większym stopniu pod uwagę w procesach sądowych – obarczanie odpowiedzialnością jednostki, tak jakby była ona odizolowana od okoliczności, w ramach których funkcjonuje – jest przestarzałym modelem. Nie chodzi tu przy tym o usprawiedliwianie zła, lecz o zrozumienie, iż świat nie jest czarno-biały, a ludzie w przeważającej większości nie są po prostu dobrzy albo źli. Mogli po prostu znaleźć się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie...

Efekt Lucyfera jest książką dosyć ciężkiego kalibru – nie ze względu na język, bo Zimbardo znany jest z lekkości pióra – ale ze względu na opisywane okrucieństwa oraz ogólny wydźwięk. Nie jest to lektura dla każdego – to pozycja raczej z kręgu literatury specjalistycznej; mam nadzieję, że stanowi lekturę obowiązkową dla studentów psychologii. Jak dla mnie Efekt Lucyfera jest trochę przegadany – bardzo obszernie mówiony jest eksperyment stanfordzki, następnie także w wielu szczegółach mowa jest o Abu Ghraib. Wiele informacji – typowo po amerykańsku podawanych jest kilkakrotnie. Wolałabym aby te części książki skrócić, podać streszczenie wydarzeń oraz konkluzje z nich płynące.
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to też typowa lektura do recenzowania na blogu, jednak postanowiłam o niej napisać z uwagi na istotność treści, jakie przekazuje. Co można zrobić żeby samemu nie wpaść w pułapkę zła? Zimbardo zwraca uwagę, iż istotne w ograniczaniu zła jest przeciwdziałanie sytuacjom, jakie są katalizatorem złych czynów u ludzi: złych systemów, ideologii bazujących na bezwzględnym posłuszeństwie i anonimowości, żądających wyrzeczenia się części naszych swobód w zamian za złudną obietnicę bezpieczeństwa, dehumanizujących istoty ludzkie.

No dobrze, ale co, jeśli na kogoś nie oddziałują żadne czynniki sytuacyjne? Znowu wracam do Breivika - jego raczej nie można wytłumaczyć w ten sposób.  Nadal pozostaje pytanie dlaczego zło wybiera ktoś – pozornie dobry, normalny – i do niczego nie zmuszany.
Jak Hannibal w Milczeniu owiec, który chce ponosić pełną odpowiedzialność za wszystkie swoje czyny. Nic się ze mną nie działo. Ten czyn popełniłem ja sam. Nie redukuj mnie do okoliczności.

Philip Zimbardo, Efekt Lucyfera, Wyd. PWN, Warszawa 2008

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później